piątek, 25 lipca 2014

Życie na emigracji - pierwsze 2 tygodnie w Bristolu

Opuscilysmy sielskie Hiszpanskie klimaty, porzucilysmy owoce morza. Nie ma juz wina na plaży (chociaz samo wino pozostało).
Rozpoczeła sie P.R.A.C.A.
Ale zanim to to jeszcze etap szukania- i w tym momencie wielkie ukłony dla naszej Matki Na Emigracji Marty oraz tłumaczacego mi życie prawie od podstaw, Klucza. Jako wspólokatorzy obdarowali nas fantami niezbędnymi dla naszych pierwszy kroków na obczyźnie. Na Zestaw Malego Emigranta skladaly sie makarony,zupki w proszku, żel pod prysznic, test ciazowy (szt. 1) i teczka na cv.
Chodzilam po wszystkich knajpkach irestauracjach w wyprasowanej koszuli ( żelazko w spadku po Marta&Kluczu team. I tak przez 3 dni. A potem  jeszce 2 przed komputerem wysylajac cv gdzie popadnie. Zrobilam podejscie do aplikacji Mcdonalda- nie udało mi sie przebrnac przez pytania.
Wkoncu nastal pierwszy łikend mojej kariery zawodowej- jako profesjonalna barmanka w bristolskiej baleciarni. Warsaw shore to przy tym bankiet w MCK.
Teraz kiedy pracuje juz w restauracji, wpadam tam prawie codziennie na kawę bo rzadko trafia sie na ekipe tak fajnych ludzi jak Ci z ktorzy razem ze mna katowani byli za barem muzyka disko przez całą noc. Takie graniczne doświadczenia zblizają.

I tak teraz żyjemy sobie, walcząc o przetrwanie w domu tak pełnym absurdów, że nic mnie już na świecie nie zdziwi.
Zwiedzajac mosty, parki i najfajniejsze kluby w jakich bylam.
Duzo pracy i duzo zabawy i jestem przeszczesliwa mogąc spedzić ten wieczór w domu i zregenerować siły.

Podsumowujac osiagniecia tych 2 tyg:
- 2 prace
-1 nowe konto w banku
-1 zgubiony i zwrócony po 4 dniach dowód osobisty
-przynajmniej 10 nowo poznanych cudownych ludzi
- 1 wizyta w muzeum z dziwnymi wypchanymi zwierzakami
-1 znaleziony dzisiaj za 1,5 funta film `exit through the gift shop'

Jestem zakochana w Bristolu ale nigdy nie chcialabym spedzic 2 miesiecy wakacji w jednym miejscu i to jeszcze w centrum miasta. Jednak jesli wszystko sie uda to, nie zapeszając, juz za 3 miesiace bede kupowac bilety lotnicze na najpiekniejsza i najdalsza wyprawe swoje zycia. Trzymajcie kciuki!!!!!


piątek, 4 lipca 2014

2.5 dnia autostrad, 2.5 dnia chlebka z serem



            

    W koncu jestesmy na miejscu!! W sumie to bylysmy juz wczoraj ale troche zajelo mi ogarniecie sie do takiego stanu zeby spokojnie móc usiasc i cos napisac.
Po pierwsze: hiszpania nie jest oddalona od gorzowa o 24 godziny stopa tak jak zakladalam. Wyjechalysmy we wtorek z samego rana, dotarlysmy wczoraj o 17.
Po drodze dwa noclegi w tym jeden niemieckiej restauracji (polecam, mozna od razu zamowic herbate rano), a drugi we francuskim carefurze przy zajezdzie na zlaczonych krzeslach ( rowniez polecam, mozna od razu podejsc do kasy i kupic sniadanie:) ).
Stalysmy sie mistrzyniami doprowadzania sie do akceptowalnego wygladu na stacjach benzynowch. Chcialabym tez napisac jak bylo ciezko ale niestety- zaden surwiwal. Wiecej smiechu i zyczliwosci wszystkich wokolo. Taki plus autostopu jesli podrozuja dwie dziewczyny- ludzie nie boja sie ciebie, boja sie o ciebie i bardzo chetnie pomagaja. Tak jak obsluga carefura ktora pytala za nas ludzi czy nie chca podwiesc nas dalej. Tak jak dwoch przesympatycznych kierowcow z polski ktorzy przewiezli nas przez cala francje i czestowali kawa na postojach, wszyscy ktorzy doradzali nam jaka droge najlepiej wybrac i podwozili w najlepsze miejsca ( oprocz dziadka marokanczyka ktory koniecznine chcial zawiesc nas do centrum Girony na dworzec i dlugo nie mogl zrozumiec dlaczego nie chcemy. Przynajmniej zobaczylam wkoncu kawalek tego miasta a nie tylko lotnisko). No i tak wlasnie siedzimy pijemy piwko oplajac sie przed sobotnim lotem do Bristolu. Jest morze i slonce i totalny czil i az trudno uwierzyc ze za 3 dni mamy zaczac szukac pracy.
Siedzac na uczelni gdzie kazdy stwarza milion trudnosci i spotykajac na swojej drodze mniemj lub bardziej zyczliwych ludzi powtorze jedno z wielu mott zyciowych Kolegi Krewety - jesli nie wierzysz w ludzi, jedz gdzies stopem.