poniedziałek, 26 maja 2014

z kategorii "ludzie na trasie"


Część poznałam, części nie. W większości przesympatyczni, pomocni i życzliwi. Kobiety, które nie wiedzą co to air maxy (to w sumie tak jak ja). Piękne sari i biżuteria. Radość mimo widocznej biedy i idealnie czyste mundurki niczym w renomowanych angielskich szkołach. Taka garstka zdjęć:




















niedziela, 18 maja 2014

Małe małpki i inne słodkości


Cały wpis o zwierzaczkach czyli jedna z najbardziej interesujących części wyjazdu. Co prawda nie udało mi się zobaczyć wieloryba ale cała reszta też była całkiem całkiem:

Żadne z tych zdjęć nie było robione w zoo albo parku narodowym. Wszystkie poniższe typiorki po prostu kręciły się między nogami, mniej lub bardziej przyjaźnie.

Legwan spotkany w drodze na Nuwara Eliya.
Był wielki i nie dał do siebie podejść uciekając na śmiesznie krótkich nóżkach.




Małpki- czyli maksymalne rozczarowanie. Oczami wyobraźni widziałam już małpeczkę siedzącą mi na ramieniu i jedzącą przekąski z mojej ręki. Małe Małpki to jednak pomimo swojej słodkości szuje jakich mało- nie polecam dotykać, nie polecam przytulać. Atakują nawet ludzi którzy podchodzą do nich z otwartymi ramionami i sercem na dłoni.


Ostrzeżenie przed krokodylami. Niestety nie miałam szczęścia (nieszczęścia?) zobaczyć żadnego 
                                     
Miałam pod ręką lekarza z surowicą więc strachu nie było. Swoją drogą apeluje serdecznie, jeśli będziecie mieli kiedykolwiek okazję zobaczyć "zaklinacza węży", nie dawajcie im kasy. Ich kobry mają powyrywane zęby jadowe i trzymane są całe smutne kobrze życie w wiklinowych koszach. Nic fajnego dla takiego maluszka.

 skorpion jak widać też może być tresowany


 Mały, 3 dniowy żółwik z jeszcze nie do końca otwartymi oczami

 i Mamusia


 Krab, szef wszystkich krabów w okolicy. Mimo, że cała skała była aż czarna od tych typiorków to bezsprzecznie ten był największym kozakiem wybrzeża.


Każdy jeden to nietoperz. W parku botanicznym w Kandy były ich TYSIĄCE.
Całe drzewa oblepione nietoperzami. Przez pierwszą minutę człowiek jest zafascynowany. Przez następne 10 min robi zdjęcia i nie może uwierzyć, potem chce już tylko jak najszybciej odejść i znaleźć się gdzieś gdzie nie czujesz się osaczona przez małe wampirki.
 

Marek Solarski- bałam się jak cholera ale specjalnie dla Ciebie podeszłam na tyle blisko żeby zrobić tą fotkę. Endżoj!


Jednym z moich marzeń było też spotkać słonia.
Zadanie było jednak utrudnione, dostępne słonie były  nieszczęśliwymi sloniami ze związanymi łańcuchem nogami trzymanymi przez szujowatych lankijczyków żeby naciągnąć turystów na kilka rupii. Dzikie słonie są natomiast jednymi z najbardziej niebezpiecznych zwierząt i nie są zbyt skore do zawierania przyjaźni międzynarodowych...także niestety, misja pozostała niewykonana.

A już w następnym odcinku (Zuzia, polecam!!) najpyszniejsze, najświeższe, najzdrowsze jedzenie świata . Owoce z drzewa, owoce morza i dużo przypraw- czyli dlaczego ciężko było mi wrócić do poznańskich obiadów z biedronki.

poniedziałek, 12 maja 2014

Sri lanka cz. 1 czyli Azja po raz pierwszy i dużo nowości

         Jako profesjonalna blogerka miesiąc temu zapomniałam hasła do strony, a potem, że w ogóle kiedykolwiek coś pisałam. Ale przez ten miesiąc albo i dwa wydarzyło się kilka fajnych wyjazdów, bywałam niewyspana i rozczochrana ( dzień jak co dzień), jadłam przez 4 dni kanapki i nie było mnie stać na najtańszy nocleg w mieście albo próbowałam homarów i zostać małą surferką  Oceanu Indyjskiego. No i myślę, że szkoda żeby to wszystko leżało na dysku, więc zaczynam wstawiać zdjęcia różnej jakości i opisywać co pamiętam, a będę to robić dopóki starczy mi samozaparcia czyli w sumie nie wiadomo.
       
          Na początku Sri lanka w kilku częściach. Wyjazd, który do tej pory odpokutowuje na uczelni, piszę mejle i proszę o zrozumienie ale warto bo było właśnie tak:

                     


Od razu po wyjściu z samolotu w poszukiwaniu stacji kolejowej:


      Pociąg przyjechał, udało nam się nawet do niego wtarabanić po czym na kolejnej stacji wsiadł Pan z Wielkim Karabinem i kazał nam wysiadać. Nastąpiła chwila grozy. "Dzicz"- myślimy, "chamstwo"- komentujemy. Okazało się, ze wsiedliśmy do pociągu w złą stronę i zamiast do Colombo jechaliśmy CholeraWieGdzie. Pan w okienku biletowym ogarnął sytuację, zadzwonił do Pana z Bronią na kolejnej stacji i tak wsadzili nas do właściwego pociągu
           Po wejściu do środku chwila konsternacji bo starsza Pani ustępuje mi miejsca- bo jestem biała i mi się należy. Angielska kolonizacja zrobiła swoje ale tłumacze w języku migowym, że nie trzeba
i chętnie usiądę w drzwiach z możliwością oglądania widoków.

                                Pierwsze knajpa po drodze, nie ma płynu do naczyń w zlewie w którym myje się naczynia, woda chlapie mi na plecy ale za to na stole pełne kultura- serwetki powycinane ze starych gazet

 Suszone rybki- uliczna przekąska niczym orzeszki w miodzie

         Ciasteczko w pociągu z suszonymi (mam nadzieję) krewetkami. Zjadłam, było pyszne, więc nie analizuje co to za robactwo na górze.
                       Sanjeewa- pierwszy mój kontakt z rodowitym Lankijczykiem. Siedzieliśmy koło siebie w pociągu i dzięki temu dowiedziałam, że wielu rzeczy z pierwszej ręki. Jedna z teorii Sanjeewy mówiła o tym, że buddyści są bardziej życzliwi od katolików, bo nie mają możliwości spowiedzi- jeśli są złymi ludźmi nie wystarczy wyklepanie formułki- a nikt nie chciałby odrodzić się w ciele karalucha albo pająka
 Dżunga- jeszcze trochę miejska, mało dzika ale i tak robiła wrażenie.
 Pierwsza małpka na horyzoncie już w Kandy. Nie była w zoo, nie była uwiązana, chodziła sobie po płocie jak kot. Może i mam proste marzenia ale po tym widoku jedno mogłam odhaczyć z listy.
 Tuk Tuk- taka riksza z silnikiem. Zasady drogowe jej nie obowiązują, wystarczy trąbić, informując o tym że się jedzie i jechać. Minusem jet tarowanie się do upadłego, zbijanie ceny o 500% czyli handlarskie umiejętności, których nie cenię i nie posiadam.
Tu trochę niepotrzebnie zajęłam Pani czas realizując kolejne swoje marzenie i z jej pomocą ubierając prawdziwe sari. Kosztowało 150 dolarów, więc nie lansuje tego stylu na uczelni ale wciąż żałuje
Pieróg z dworca- wiem, że może nie ma czym się chwalić- ludzie nurkują z wielorybami i wchodzą na najwyższe szczyty ale moim zdaniem zjedzenie czegoś z budki na dworcu autobusowym  w polsce to akt odwagi. Zrobienie tego na Sri Lance to bohaterstwo! A było bardzo ostre i bardzo pyszne

I na zakończenie pierwszych 3 dni- Świątynia Złotego Zęba Buddy.Według legendy, znajduje się tam (zaskoczenie) ząb Buddy wykradziony podczas jego pogrzebu. Według Cejlońskiego prawa "kto ma relikwię ten ma władzę" więc świątynie budowane były blisko pałaców królewskich. W tym wypadku posiadacz Zęba miał prawo rządzić wyspą. Obecnie mimo cudownej architektury świątyni, mimo niesamowitego nastroju w niektórych jej zakamarkach w moim odczuciu jest to głównie wabik na turystów którzy mają okazję 2 razy dziennie postać w olbrzymiej kolejce żeby przejść koło skrzyneczki w której PODOBNO znajduje się relikwia. Podczas 2 tygodni na Sri lance znalazłam wiele pięknych klimatycznych świątyni, które zrobiły na mnie o wiele większe wrażenie niż ta. O tym w następnym odcinku.


Kwiaty składane w hołdzie dla Buddy