Robiąc jeden postój na śniadanie przy jakieś obskórnej stacji dotarłyśmy do Sewilli, która była pierwszym przystankiem:
Potem mimo, że ja byłam za spokojnym zjedzeniem obiadu na dachu hostelu, Anastasia niczym prawdziwy turysta zarządziła zwiedzanie. Najpierw na własną rękę ogrody pałacu Alkazar, a potem free tour z przewodnikiem. Jestem jej za to wdzięczna najbardziej na świecie do tej pory.
ALKAZAR:
Potem była wycieczka z przewodnikiem przed którą wzbraniałam się najbardziej. Nienawidzę wszystkiego w takich wycieczkach: tłumu ludzi, chodzenia po turystycznych szlakach, faktów historycznych które nikogo nie interesują ale ludzie twardo słuchają itp. itd
I BARDZO się cieszę, że dałam się namówić bo przez 3.5 godziny umierałam ze śmiechu słuchając historii naszego przewodnika z Marakeszu, który mówił 4 językami i pokazał nam milion pieknych miejsc, których sama nigdy bym nie znalazła:
Po całym dniu jedzenia kanapek znalazłyśmy tanią kubańską knajpkę z równie promocyjnym tradycyjnym sewillanskim (nie wiem jak to się odmienia) trunkiem Rebujito. Trochę jak mojito z posmakiem jabłka. Polecam:D
i to by było na tyle dnia pierwszego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz